Wiatr poruszał ostatnimi liśćmi na szarych drzewach. Opadały kolejno.
Na błotniste uliczki, wdeptywane, przerzucane przez ludzi. Mokły i zwijały się od deszczu. Kończyły swój kolorowy żywot. Inne, niesione daleko, zaczepiały się w żywopłotach, spokojnie gasły w ostatnich promieniach listopadowego słońca.
Niektóre, wyruszały w podróż…
Cmentarne obserwacje
Jeden z nich, mały, żółty listek klonu, porwany przez podmuch, szybował po ciemniejących alejkach. Widział ludzi. Tych, którzy się śpieszyli i cicho poganiali innych by usuwali się z drogi. Powolnych, posuwających się miarowo do przodu, by spełnić obowiązek. Zniechęconych i markotnych. Roześmianych, bo już w myślach pojawiała się parująca kawa i miła rozmowa z rodziną. Spoglądał, na starsze panie, co niosły świece i panów przynoszących okazałe wieńce. Dzieci, które biegały nieśmiało wokół, karcone przez surowe spojrzenia matek.
Gdzieś w pobliżu pobrzmiewały słowa modlitwy. W Kościele kończyła się msza.
Liść fruną. Mijając młodą kobietę, zapłakaną nad smutnym nagrobkiem, wytworne ,,damy” prawiące o tym, że ,,Zośka znów kupiła za małe znicze. Nie pasują do wystroju”.
Patrzył z góry, na rodzinę z małym dzieckiem, która coraz szybciej przesuwała się po ścieżkach wysypanych żwirem, by jak najsprawniej ,,obskoczyć” wszystkie mogiły.
Widział też starszego mężczyznę, bez zniczy i kwiatów, który odgarniał zeschnięte trawy z grobu żony, mechanicznym ruchem wycierał pomnik, pastował płytę.
Liść nie zatrzymywał się, leciał dalej. Mieniły się jak na jarmarku kolorowe znicze, pachnące parafiną. Usychały kwiaty kuszące setkami odcieni. Spotkał dorosłych i dzieci.
Lecz był zdziwiony. Nie dowierzał, bo jak ma upaść skoro nie widział Jej? Jak ma spełnić swój cel? Nie spotkał Jej, nie widział nigdzie, choć krążył długo- prawdziwej zadumy.
A przecież to tak nie wiele, a jednak .
Chwila. Krótka chwila skupienia.
Już miał upaść na ziemie, lecz nagle zobaczył zgarbioną postać. Stała sama, prawie niezauważalna w ciemnym płaszczu. Jedyny blask rzucał na nią różowy zmierzch, który właśnie zapadał. Samotna? Nie.
Tylko trochę zagubiona. Zdziwiona współczesnym pędem. Zasłuchana w odgłosy cmentarza, a jednak nie obecna, jakby w innej rzeczywistości. Nie poruszały się jej usta, oczy były zamknięte. Kim była?
Liść wiedział. W ostatniej chwili spojrzał na nią. Na Pamięć. Nie odeszła, trwała skupiona.
I choć przez wielu odganiana jak natrętna mucha, to wytrwała. Czeka, szukając wrażliwego serca przechodnia….